niedziela, 6 października 2013

Walky - Walky - uczymy się chodzić

Bardzo przepraszam za długaśną nieobecność, ale mam wrażenie, że tydzień zleciał mi jak jeden dzień.

Temat chodzików jest kontrowersyjny. Wiem, że istnieją państwa, w których stosowanie tradycyjnych chodzików (tych z majteczkami) zostało zakazane. Moim zdaniem bardzo dobrze. W ogóle ciężko było to nazwać chodzikiem... prędzej wisiadłem.

Drugim typem chodzików są tak zwane "pchacze" i tutaj ryzyko kontuzji jest zmniejszone do minimum. Sama posiadam pchacze, w sumie trzy. W zasadzie to fakt- dziecko może samo nauczyć się stawiać pierwsze kroki bez pomocy rodzica. Nie są złe, ale...


Moim odkryciem jest zdecydowanie chodzik Walky-Walky firmy Luvion. Chodzik oszczędzający nasz kręgosłup, uczący dziecka prawidłowego zachowania podczas upadku. Dziecko nie ma wyciągniętych rączek w górę, nas nie bolą biodra i kręgosłup. Każdy ma naturalną pozycję i sobie chodzi.

Oczywiście, że Walky-Walky ma wady - nie ma obrotowego kółka, przez co przy skręcaniu trzeba chodzik oderwać od podłoża i przenieść skręcając. Nie jest to wielka wada, ale jednak jest i chcę was o tym poinformować.

Zaletą natomiast, poza wymienionymi wcześniej informacjami na temat  zachowania prawidłowej i naturalnej pozycji przy chodzeniu - zarówno Twojej drogi Rodzicu, jak i Twojej pociechy, jest niezaprzeczalnie możliwości wzięcia chodzika na dwór i chodzenie z nim na spacerze.

Moje dziecko korzystało z Walky-Walky 2 miesiące, po czym stwierdził, że idzie w świat sam, bez pomocy. Dzięki Walky- Walky nie bolał mnie kręgosłup (który i tam mam w kiepskim stanie) i biodra, Młodociany śmiga aż miło, a ja jestem dumna ze swojego odkrycia! Można powiedzieć, że przeszliśmy ten etap kompletnie bezbólowo, bezurazowo i beznerwowo.

Koszt przyjemności nie przekracza kosztu zwykłego chodzika, czy pchacza - jest to około
170 - 180 zł. Ja swój kupiłam i odkryłam na Allegro. Nie widziałam go w żadnym stacjonarnym sklepie. - Strona producenta - KLIK!

9 komentarzy:

  1. łał! Gdyby nie Ty to pewnie prędko bym o tym nie usłyszała - GENIALNE! I juz wpada na moja listę planowanych zakupów :) Dzięki!

    Pozdrawiam
    http://gabrysiowamama.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się :) Przetestowałam, więc ręczę w 100% :)

      Usuń
  2. Sprytna rzecz - nie widziałam wcześniej czegoś takiego :) Może przy Stasiu wypróbujemy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem czemu to jest takie mało popularne! To na prawdę genialny przyrząd :) Moje jest do sprzedania. Póki co nie wystawiam na allegro, jak ktoś chętny dawać znać!

      Usuń
  3. Takie proste, a tak wspaniałe urządzenie!!! Szkoda że zanim ja będę miała roczniaczka Ty już będziesz miała dwulatka... Tak to wszystko byśmy razem przechodziły, testowały, dzieliły się radami... Moja pamięć niestety jest zawodna, także za rok będę musiała wrócić do lektury Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Służę za to radami, jako "starsza stażem" :) w swoich postach planuję powracać do wieku niemowlęcego, mojego już - Małego Dziecka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ojejku, w zyciu takiego czegos nie widzialam.
    wyglada kosmicznie, ale widac, ze zabawa byla przednia

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne! A jak sprawdził się ten drewniany wózek? Bo dla swojego szkraba planowałam właśnie coś takiego.. Ale teraz to już sama nie wiem :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. pierwszy raz widzę ten pchacz na oczy. Moja Buba na szczeście wszystko sama robiła, nie musiałam zgięta za nia biegać.

    OdpowiedzUsuń